Jestem winna. Winna tego, że zaślepiona miłością i szczęściem nie widziałam tego, co miałam pod nosem. Nie wywęszyłam nim spisku, który się odbywał na moich oczach.
Byłam narzędziem w jego rękach, pionkiem w jego grze, a czułam taką dumę z bycia jego.
Ja nie zostałam tylko oszukana i zdradzona. Moje zaufanie nie zostało tylko nadużyte. Nie zostałam tylko wykorzystana i zmanipulowana.
Zostałam obdarta do kości. Odrywał pasma ciała po kolei, aż nie został nawet skrawek, aby finalnie przez nagi mostek wyrwać i zgnieść serce. Na własne moje życzenie. Jestem winna.
Scenariusza mojej historii nie powstydziłby się Stanley Kubrick.
Nie odebrał mi tego, że jestem nadal dobrym człowiekiem i nie życzę nikomu źle. Nie odebrał mi wiary w miłość i ludzi, nigdy nie mierzę wszystkich jedną miarą.
Odebrał mi jednak nadzieję. Wymsknęła mi się z rąk, ulotniła się, on ją zabrał ze sobą.
Dlatego na razie egzystuję a nie żyję.
Wiem cos o zdradzie, niestety. Wiem jaki ogromne slady to zostawia w czlowieku, o ile cos z niego jeszcze zostanie. To i tak duzo, ze masz wiare w milosc i ludzi.
OdpowiedzUsuńA jeszcze słyszałam w kółko, że on by tego nie mógł zrobić drugiej osobie, bo sam został dwukrotnie zdradzony przez swoje poprzednie dziewczyny i proszę. Będąc ze mną sypiał ze swoją byłą, której rzekomo nie wybaczył zdrady. ;-)
UsuńNadzieja ma to do siebie, że lubi powracać.
OdpowiedzUsuń