153. Nie rozumiem

Nie poznaję siebie. Spoglądam w lustro, nic się nie zmieniło, jednak to nie ja spoglądam na siebie z odbicia.
Kto więc tam jest?

Mój związek trwał od 2005 do 2015 roku. Dziesięć lat z kawałkiem. Był związkiem pełnym gór i pagórków, dołów i kanałów. Był związkiem racjonalnym, bez szaleństw, normalnym, może też trochę chłodnym.
Wydaje mi się, że zrobiłam bardzo wiele, żeby był jak najlepszy. Kochałam, szanowałam, dbałam, a co ważniejsze, ufałam bezgranicznie. Zrobiłam bardzo wiele błędów, które zostały mi wybaczone. Bardzo wiele błędów wybaczyłam. Nigdy nie zdradziłam. Nigdy nie wdawałam się we flirt z innymi mężczyznami. Potrzebowałam tylko jego jednego.
Nie wiem kiedy przestałam kochać. Czy wtedy, kiedy to inna była nazywana "słoneczkiem", podczas, gdy ja byłam traktowana bezosobowo? Czy wtedy, kiedy okłamał mnie tak poważnie pierwszy, drugi, piąty raz? Kiedy przestałam ufać całkowicie, a on nie robił nic, żeby zaufanie odbudować? Kiedy siedziałam obok niego, zanosząc się od płaczu i nie dostawałam pocieszenia, ukojenia, a jedynie złość i obojętność? Może wtedy, kiedy nie potrafił zakończyć z nią znajomości, bronił jej i sprawiał, że czułam się gorsza? Wtedy, gdy powtarzał, że nie ma zamiaru się oświadczyć? Wtedy, gdy nie czułam się ładna, doceniana? Czyżby wtedy, gdy przestał się ze mną kochać, tłumacząc się, że nie chce?
Mimo wszystko, wiedziałam, że mnie kocha. Mimo wszystko, nie obwiniam go, to ja się czuję winna. Czuję się winna temu, że któregoś październikowego dnia obudziłam się, uświadomiłam sobie, że go nie kocham i kamień spadł mi z serca. Czuję się winna, że doszłam do wniosku, że nie tego od życia i od mężczyzny oczekuje. Czuję się winna, że całkowicie go skreśliłam i nie ma najmniejszej szansy na to, że mnie odzyska. Czuję się winna temu, że nie czuję się źle.

Czuję się winna temu, że otworzyłam oczy i zobaczyłam mężczyznę z moich marzeń, który był obok mnie trzy lata. Był i czekał, nie chcąc wchodzić w moje życie nieproszony. Nigdy nie dał po sobie poznać, że czuje do mnie coś więcej, że czuje do mnie cokolwiek. Dopiero, gdy się dowiedział, że się rozstałam. Pomagał mi w bardzo wielu rzeczach, a ja tego nie widziałam. Praktycznie nie widziałam jego. Był jednym z wielu kolegów przewijających się w moim życiu. Nieosiągalnym.
Tym bardziej nie rozumiem jak to się stało.
Jak to się stało, że "książę z bajki", przystojny tak, że żadna kobieta, młoda czy stara, nie jest w stanie przejść obok niego obojętnie, stracił głowę dla mnie? Rozśmiesza mnie do łez, czuję się przy nim tak, jak nigdy się nie czułam przez dziesięć lat związku. Tak, jak nigdy nie czułam się przy kimkolwiek. Czuję się piękna. Imponuje mi tak, jak nigdy nikt mi nie imponował. Zmienia mnie na lepsze, otwiera mnie na świat, wyciąga ze mnie głęboko schowaną odwagę, a w całym moim życiu nie spotkałam dotąd takiej osoby, która by to potrafiła. Koi mnie samą obecnością, a sam jego widok, gest czy słowo maluje uśmiech na mojej twarzy, którego nic nie jest w stanie wymazać. Stał się całym moim światem. Ja się stałam całym jego światem. Czuję się silna jak nigdy dotąd. Sięgam chmur.
Nigdy się tak nie czułam.
Nie powiem jeszcze, że to miłość. Ale jest wszystkim, czego chcę i potrzebuję od życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.