Tak czy siak, kocham ją ponad życie i z racji tego została w domu. Jest za bardzo przywiązana do mamy, do mieszkania. Odwiedzam ją codziennie.
Wczoraj w Urzędzie Pracy mój brat znalazł kotka, maluteńkiego. Nie mógł go zostawić na pastwę losu, więc teraz mam go ja. Jest cały biały (no dobra, aktualnie jest siwy z ulicznego brudu, ale to zejdzie ;)). Ponoć rudy kot jest bardzo rzadko spotykany. A biały kot jest jeszcze rzadziej spotykany. Ma jakieś pięć tygodni, jest zdrowy, skory do zabaw, do przytulania i jest też zupełnie głuchy. Nie słyszy od urodzenia i w niczym mu to nie przeszkadza. Nam zresztą też nie. Lubię, tak trochę egoistycznie, pomyśleć, że uratowaliśmy mu życie. Kocham go z dnia na dzień coraz mocniej.
Nie byłabym jednak pogiętą osobowością, gdybym nie przełykała łez po kątach z powodu poczucia zdrady wobec Zoji...
sama mam moją trzynastoletnią, humorzastą damę, za którą poszłabym w ogień ;)
OdpowiedzUsuńniestety nie "wróci" gdyż jest innej narodowości i aktualnie mieszka w swoim kraju, co nie zmienia faktu że plany mamy wspólne <3
uwielbiam koty ale na nie kicham
OdpowiedzUsuńsuper blog zapraszam do rozganiania się u mnie
szczerze mówiąc, nie przepadam za kotami. Ale ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy jednak nie potrzebuję takiego zwierzęcia jak kot.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zaopiekowałaś się kotkiem i będzie miał ciepły dom, a do tego regularnie odwiedzasz Zoję :)
OdpowiedzUsuńBędziesz próbowała zaprzyjaźnić oba koty ze sobą? :D
Kochana, zdrowych, radosnych i ciepłych Świąt Ci życzę! :)
Usuń